Świerczok nie wytrzymał. „Pojechał” polskiemu dziennikarzowi, bez dyplomacji

Data:

Jakub Świerczok został zawieszony na cztery lata przez Azjatycką Federację Piłkarską. Piłkarz wydał w tej sprawie oświadczenie, które ochoczo komentowali dziennikarze. On jednemu z nich nie pozostał dłużny.

– Jakub Świerczok, były reprezentant Polski, który wziął udział w Euro 2020, przeżywa obecnie prawdziwy dramat. Zawodnik został bowiem zdyskwalifikowany na cztery lata, w związku z wykryciem w jego organizmie substancji dopingujących. Wobec piłkarza prowadzone było postępowanie dyscyplinarne, które dobiegło końca. Potwierdzono w nim wyniki pierwszych badań, w związku z tym zapadła decyzja o czteroletnim zawieszeniu – pisaliśmy niedawno na brameczki.pl.

Sprawa ma jednak swój ciąg dalszy. Napastnik Nagoya Grampus wydał bowiem komunikat, w którym odżegnuje się od wszelkich zarzutów pod jego adresem.

Świerczok „bez trzymanki”. Ostro do polskiego dziennikarza

Oświadczenie Świerczoka oraz sam fakt tak długiego zawieszenia dla byłego reprezentanta Polski odbił się szerokim echem w środowisku medialnym. Decyzję Azjatyckiej Federacji Piłkarskiej komentowali czołowi polscy żurnaliści.

Głos w tej sprawie zabrał także m.in. Sebastian Staszewski, reprezentujący serwis interia.pl. – Jakub Świerczok został zdyskwalifikowany przez Azjatycką Konfederację Piłkarską na 4 lata – oczywiście za stosowanie dopingu. Biorąc pod uwagę fakt, że w grudniu napastnik skończy 30 lat, to zostaje mu już tylko łowienie ryb. Ciekawe czy ciąg dalszy sprawy nastąpi… – napisał Staszewski na swoim profilu społecznościowym.

Co ciekawe, pod wpisem w dyskusję wdał się piłkarz, który w ostrych słowach, bez najmniejszej próby dyplomatycznego zachowania wydał swoją opinię na temat innego wpisu Staszewskiego. Dziennikarz twierdził bowiem, że oświadczenie, które wydał piłkarz – „pisał naiwniak”.

Staszewski przyjął wpis Świerczoka „na miękko” zapewne zdając sobie sprawę, że piłkarz jest poirytowany sytuacją wokół jego osoby. – Kuba, zajmij się lepiej graniem w piłkę. A nie, czekaj… – odpowiedział nie szczędząc złośliwości dziennikarz interia.pl.

WYBRANE DLA CIEBIE